poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział 1.

     David mocno zamachnął trzymaną w ręcę rakietką, odbijając piłkę z niewyobrażalną siłą w stronę swojej przeciwniczki. Na tej nie wywarło to jednak większego wrażenia - bez problemu posłała piłkę na przeciwną stronę.
     - Zgadzam się - chłopak mruknął pod nosem - jesteś seksowna. Tak, masz fajne ciało. Jedyny problem leży w tym, że... - objął wzrokiem postać dziewczyny. Jej białą bluzkę na krótki rękaw, żółtą spódniczkę do połowy ud - wszystko to, co składało się na jej strój do tenisa. - Czemu to tyle zakrywa?
     Przez chwilę wydawać by się mogło, że kobieta go usłyszała, bo z niezwykłą precyzją wykorzystała niefortunne ustawienie przeciwnika i posłała piłkę na drugi koniec kortu. David pognał za strzałem, w akcie desperacji nawet rzucił się za nim - bez większych efektów. Wylądował na twardej podłodze, a niejaka Yoki, słodka Azjatka, zdobyła Asa.
     Przed oczami chłopaka wyświetlił się ogromny napis FAILED, a po chwili znaczek ładowania kolejnego starcia. Jedyną wadą holookularów była ich mozolność w pracy. Co do reszty nie miał zastrzeżeń, może poza zróżnicowaniem (a właściwie jego brakiem) w grafice gier.
     David powoli wstał, a jego oczom, po drugiej stronie kortu, znów ukazała się Yoki. Jeszcze tylko jeden punkt dzielił ją od wygranej, a to, czego chłopak nienawidził bardziej od za długich tenisowych spódniczek, była porażka.
     - Dlaczego ten program nie wyszedł z opcją 'wybierz strój awatara'? - David pochylił się, szykując na odbiór serwisu. - Wybór pierwszy: bikini. Drugi... - Yoki poprowadziła piłkę na drugą stronę, a chłopak odbił ją ze stłumioną siłą. - ... strój pokojówki. Cztery... - Tym razem Azjatka nie miała skrupułów. Piłka śmignęła chłopakowi tuż obok rakietki, tym samym sprowadzając na niego woal hańby. Tak oto przegrał z dziewczyną. - ... uniformik Playboya - dokończył David, ze zrezygnowaniem pokładając się na podłodze.
     Od godziny zmagał się z niepokonaną dotąd przez niego postacią. Był cały spocony, mokre włosy poprzyklejały mu się do karku i czoła, a do tego nie był w stanie znieść własnego zapachu. Uroczo.
     Wciąż nie pozbierał się z podłogi, gdy nagle zadzwonił telefon. Nie miał żadnych wątpliwości, kto próbuje się do niego dobić. W telefonie miał zapisane tylko dwa kontakty - Madame i pobliski sklep z możliwością (dzięki Ci Boże) dostawy zakupów do domu. Ci drudzy raczej nie mieli po co do się z nim kontaktować, a dla innych jego numer pozostawał zagadką nie do rozwiązania.
     Nie było też sprawą sporną, po co takiego Madame próbowała się do niego dodzwonić - dostała kolejne zlecenie i to on, bo kto inny, musiał je wykonać. A może wcale nie musiał? Chciał, bo misja oznaczała pieniądze. Może i często brudne pieniądze, od nie do końca niewinnego zleceniodawcy, ale jak głosiło wymyślone przez niego powiedzenie: "kasa to kasa".
     Podparł się na łokciu i spróbował postawić do pionu, ale ciało odmawiało mu posłuszeństwa. W efekcie końcowym znów wylądował na podłodze, ale w mniej komfortowej, niż wcześniej pozycji - łokcieć wbijał mu się gdzieś między żebro, a... coś. Nigdy nie był dobry z anatomii.
     - Olać to - mruknął, mając na myśli wciąż dzwoniący telefon. Wyjął rękę spod tułowia i rozmasował bolące miejsce. Nie minęła chwila, a dzwonienie ustało. W mieszkaniu znów zaległa nienaturalna cisza, która Davidowi przywodziła na myśl moment tego specyficznego zmieszania, gdy w towarzystwie ktoś powie coś nieodpowiedniego.
     Nagle ogłuszający alarm rozległ się, jakby chcąc rozsadzić mu czaszkę. W jednej sekundzie syknął z bólu i zrzucił z siebie holookulary - zrozumiał przekaz. Sięgnął po telefon i z westchnieniem zrezygnowania odebrał przychodzące połączenie.
      - Ile razy mówiłam ci, żebyś nie ignorował moich telefonów? - Madame nie dała mu czasu na powiedzenie choćby słówka, wypełniając jego pulsujące z przemęczenia uszy kolejną dawką hałasu. Najwyraźniej krzyczenie do słuchawki tym swoim słodko-gorzkim głosem stało się jej nowym hobby. - Do roboty, chłopie!
     David zaczął się denerwować, nie miał jednak zbyt wielkiego pola do popisu. Mimo to, chętnie by coś rozwalił.
     - Co znowu? - zawarczał do słuchawki, energicznie zrywając się z podłogi. Zachowywał się jak mały chłopczyk i dobrze o tym wiedział - brakowało tylko, żeby jeszcze tupnął nóżką.
     - Coś niezwykle prostego - Madame mówiła już ciszej, ale ton pozostawał niezmienny. Chłopak nieraz zastanawiał się, czy tylko on zasłużył sobie na taką torturę, jaką było jego słuchanie.
     - Kiedy?
     - Teraz. Natychmiast.
     - To niezwykle podejrzane. - David ruszył w stronę łazienki, wciąż nie do końca przekonany, czy ma ochotę się w to pakować. - Tak się składa, że jeszcze nigdy "proste" zadanie, nie było proste. Więc może trochę jaśniej, o co chodzi?
     - Spotykasz osobę, dostajesz towar, umieszczasz go w naszej skrytce... to tyle. Łatwiej być nie może. Stacja na Long Street. Natychmiast.
     Połączenie zostało przerwane, a David ze zrezygnowaniem rzucił telefon na kanapę. Odsunął się od drzwi łazienki i niemalże roześmiał, gdy zorientował się jak powłóczyste musiało być spojrzenie, którym obrzucił przeciwległą ścianę.
     Od zawsze miał takie swoje marzenie. Mała wyspa z gorącym piaskiem, domek między palmami, a wszystko to tylko dwie i pół godziny drogi od Panama Eye. Zdjęcie właśnie tej wyspy widniało na zamontowanym na długości całej ściany wyświetlaczu, przypominając mu, że jeszcze tylko trochę, a jego marzenie może się spełnić.
     Potrzebował tylko kilku miesięcy, może kilkunastu, a będzie mógł mieć to wszystko gdzieś. Misje, zadania, sytuacje wystawiające go na niebezpieczeństwa... Życie Healera nie było tak proste, jak wydawało mu się na początku.


     Long Street posiadała jedną z bardziej okupowanych stacji metra. W godzinach szczytu ilość pasażerów oczekujących na pociąg sięgała około dwudziestu procent całości ruchu w ciągu doby - bagatela dwadzieścia tysięcy osób.
     Healer zazwyczaj wolał omijać takie miejsca. Kamery, setki par oczu, patrole policji, które przynajmniej z założenia miały pilnować porządku publicznego. Pojawianie się w takich miejscach, było niemalże samobójstwem.
     Dodatkowo, czuł się tu niemal jak w szpitalu - białe kafle, którymi wyłożono i podłogę, i ściany, jaskrawe oświetlenie, niebieskie tablice informacyjne (oczywiście podświetlane) i rozmieszczone wszędzie dystrybutory płynu do dezynfekcji rąk (najnowszy wymóg służby zdrowia).
     - Kamera, zaraz koło wejścia trzeciego - Healer mruknął pod nosem. Zrobił to na tyle cicho, by jego głos dotarł wyłącznie do niewielkiego mikrofonu, zamontowanego w specjalnych, wielofunkcyjnych okularach. Oczywiście był to prezent od organizacji, dla której pracował. Ach, no tak, dopiero później raczono poinformować go, że do zwrotu po zakończeniu służby. Może jego definicja słowa "prezent", różniła się od ich.
      - Poczekaj chwilę - w słuchawce odezwał się głos Madame. Siedziała sobie gdzieś w swoim Pokoju Magika, przed ufondowanym zestawem komputerowym i czarowała, podczas gdy David odwalał brudną robotę. Ich współpraca w sumie się na tym opierała; ona wszystkim zarządzała i ratowała mu tyłek, gdy wpadał w tarapaty, a on zarabiał dla nich pieniądze. - Chwileczkę... - David usłyszał w tle odgłos szybko naciskanych klawiszy. - Droga wolna.
     Healer ruszył dalej, manewrując między podążającymi za swoimi wychowawczyniami dziećmi. Kątem oka ujrzał kolejną kamerę. Szybko chwycił za daszek czapki i zasunął go niżej na oczy.
     - Tą też się zajęłam.
     David znów się wyprostował i pewnym krokiem szedł przed siebie. Potrzebował dostać się do pociągu linii cztery, odjeżdżającego za piętnaście minut z peronu trzeciego. Robiło mu się za gorąco w skurzanej kurtce i sportowych butach, mimo że korytarze metra były klimatyzowane.
     Chłopak skręcił w stronę schodów prowadzących na odpowiedni peron, ale zwolnił w ich połowie, gdy jego uwagę przyciągnęło trzech mężczyzn, siedzących w różnych częściach przedsionka.
     Wszyscy trzej ubrani w jednakowe garnitury, z przyciemnianymi okularami na nosie i zestawem głośnomówiącym w uchu.
     Dwóch z nich wyglądało jak prawdziwi gangsterzy z telewizji - tatuaże pokrywające niemalże każdy fragment wystającego spod ubrania ciała, wysocy o atletycznych sylwetkach. Trzeci zdecydowanie od nich odstawał - był masywny, o pucołowatej twarzy dziecka. Jednak to z nim mogło być najwięcej problemów - istna przewaga masy w połączeniu ze wzrostem... kiepsko. Healer nie miał wątpliwości, że na kogoś czekają - co chwilę posyłali spojrzenia w stronę nowo przybyłych pasażerów, filtrując ich wzrokiem.
     - Jesteś pewna, że klient chciał się tutaj spotkać? - David oparł się o barierkę i wyciągnął telefon, udając, że coś na nim robi.
     - Tak, może potrzebował jakiegoś ruchliwego miejsca. Niektórzy czują się w nich bezpieczniej - głos Madame był znudzony, jakby po raz tysięczny odpowiadała na to samo pytanie. David prychnął w odpowiedzi.
     - Ile kasy? - zapytał po chwili, a gdy nie otrzymał odpowiedzi, powtórzył pytanie.
     - Czemu nagle cię to interesuje? Kasa to kasa - odparła Madame, a chłopak mimowolnie uśmiechnął się pod nosem.
     Odwrócił się w stronę mężczyzn i każdemu z osobna zrobił zdjęcie wbudowanym w okulary aparatem. Te od razu wyświetliły się na ekranie Madame, przefiltrowując twarze, ubrania i akcesoria przez bazę danych.
     - Kim oni są? Policja? - zgadywał David. - Tajni agenci? Wygląda na to, że sam pakuję się w pułapkę. Może powinnaś lepiej dobierać klientów.
     - Nie jesteś tu, aby dawać mi rady - ton Madame stał się opryskliwy. - Nie sądzę, żeby byli z policji, chyba, że tej nagle podnieśli środki. Widzisz słuchawki? Kosztują po trzysta dolarów każda. To na pewno nie jest policja, ale bez wątpienia czekają na ciebie... Albo na twój cel. To w twojej gestii leży dowiedzenie się tego.
     - Ile kasy? - powtórzył Healer.
     - Pięćset dolarów.
   - Mowy nie ma - odparł chłopak. Schował telefon do kieszeni i zawrócił, zostawiając cel, dziwnych typków i kolejną chmarę pasażerów za sobą.
      - Dlaczego?
     - Kiedy mówisz "pięćset dolarów" oznacza to, że podzielisz to po połowie. Nie będę ryzykował zdemaskowania dla tak małej sumy. Możesz sobie pomarzyć.
     - Nie tym razem. Pięć stówek na głowę.
     Healer, słysząc to, momentalnie zwolnił - rozmowa całkiem się zmieniała, gdy w grę wchodziło pół tysiąca dolarów. Minęła już prawie jedna trzecia miesiąca, a to było jego pierwsze zlecenie. Nawet jeśli nie musiał płacić rachunków, to pieniądze na życie też by się przydały. Nie wspominając nawet o skarbonce, która czekała na drobniaki i dzień, w którym David będzie mógł rozbić ją w drobny mak, a za pieniądze kupić sobie własną wyspę.
     - Nie wierzę, że to robię - odparł chłopak, znów wracając tą samą drogą. Zbiegł po schodach i usiadł na wolnym miejscu koło grubszego z mężczyzn. Wyciągnął telefon i włączył stronę reklamującą bikini.
    Już wcześniej zauważył, że owy grubasek ma słabość do kobiet - oglądał się za każdą przechodzącą obok niego przedstawicielką płci przeciwnej i wcale nie chodziło mu o oczy. A teraz niemalże ślinił się, spoglądając mu przez ramię, gdy David dogłębnie przeglądał kolejne zdjęcia półnagich kobiet.
     Grubasek, aby mieć lepszy widok, przysunął się jeszcze bliżej Healera, którego zadanie stało się niemal namacalnie proste. Dalej przesuwając zdjęcia, wyciągnął drugą rękę w stronę kieszeni marynarki mężczyzny, modląc się, aby to w niej znajdował się telefon, a gdy po chwili jego palce natrafiły na zimną, gładką powierzchnię, odetchnął z ulgą. Wyciągnął nowiuśki telefon i, trzymając go za plecami mężczyzny, zadzwonił do Madame. To pozwalało kobiecie na zdobycie jego numeru. Healer jeszcze tylko wyczyścił ostatnie wykonane połączenie, odłożył telefon do kieszeni Grubaska i odszedł w stronę peronu trzeciego.


     W tym samym czasie Madame wysłała na zdobyty numer telefonu stosownego SMS - coś o gorących kobietkach w samej bieliźnie, oczywiście z linkiem do odpowiedniej strony, który pozwalał jej na włamanie się do komórki. Kiedy Grubasek tylko w niego kliknął, na jednym z postawionych przed nią ekranów wyświetlił się pełny wgląd w jego telefon.
     Na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, że przeważającą liczbę połączeń mężczyzna wykonał do firmy, czymkolwiek się ona zajmowała. Także połączenia przychodzące pochodziły w większości z tamtego numeru.
     - Ciekawe dla jakiej firmy pracujesz... - szepnęła kobieta, po czym odbiła się od nogi biurka i na fotelu na kółkach przejechała na drugi koniec pomieszczenia, gdzie na szafce stało kilka telefonów komórkowych. Chwyciła jeden z nich i wykręciła numer do "firmy". Nastawiła połączenie na tryb głośnomówiący tak, by Healer też mógł wszystko słyszeć. Po zaledwie kilku sygnałach, dało się usłyszeć męski głos.
     - SS Guard, słucham?
     Kobieta się rozłączyła, nie potrzebowała więcej informacji. Wyjęła kartę z aparatu, a ta przepięknym łukiem przeleciała przez pomieszczenie i wylądowała w koszu na śmieci. Madame z powrotem podjechała do głównego panelu sterowania.
     - Kim oni są? - spytał Healer.
     - Double S Gang, ukrywają się za firmą zajmującą ochroną. Twoi poprzednicy mieli już z nimi kilka problemów, ale wydaje się, że nasze rycerzyki zmieniły zainteresowania. Można powiedzieć, że to nasza konkurencja, tylko trochę mniej... tajna.
     - Tak, czy siak. Klient będzie na peronie za dwie minuty. Teraz nie ma już odwrotu.


     Alice od trzydziestu minut siedziała pod drzwiami podziemnego wejścia do wieżowca, czekając na spóźnionego kuriera. Była na parkingu, a wokół niej niemal piętrzyły się setki sportowych aut, drogich terenówek, a nawet kilka limuzyn. Takie miejsca zawsze trochę ją przerażały, ale miała zadanie specjalne, które musiała wykonać, zanim jakikolwiek inny portal się zorientuje i ją uprzedzi.
     Miała dwadzieścia pięć lat, niedawno ukończyła studia dziennikarskie, a w jej słowniku nie istniało słowo "niemożliwe". Jak każda młoda kobieta miała swoje marzenia, ale jedno z nich wybijało się ponad inne - chciała stać się tak dobra, jak Michael Green, pracujący dla stacji telewizyjnej reporter. Był bezpośredni, kontrowersyjny, a przede wszystkim - szczery. Pokazywał prawdę i tylko prawdę, nawet jeśli nie zawsze była ona wygodna.
     Alice zerwała się na równe nogi, gdy w zasięgu jej wzroku pojawiła się ciężarówka pocztowa. Odeszła od oszklonych drzwi i schowała się za jednym z samochodów. Kiedy dostawca zbliżył się do wejścia, pchając przed sobą specjalny wózek na paczki, Alice wyszła z kryjówki i skierowała się w stronę wejścia, starając się wyglądać jak najbardziej normalnie. Choć w sumie nawet nie musiała się wysilać - gdyby jej wieloletnim marzeniem nie było zostanie dziennikarką, pewnie dzisiaj byłaby aktorką.
     - Dzień dobry - powiedziała, lekko pochylając głowę na znak szacunku. Uśmiechała się przy tym, tym swoim specjalnym niewinnie-olśniewającym uśmiechem, który tak działał na jej ojca i, jak widać, nie tylko na niego.
     Weszła za kurierem do budynku i podeszła do windy. Wbrew wszelkim pozorom, jakie sprowadzał zewnętrzny wygląd gmachu (spiralny kształt - ostatni krzyk mody w architekturze), wewnątrz wyglądał raczej zwyczajnie. Szare skrytki pocztowe (bez panelu elektrycznego), niepodświetlane kafle na podłodze, a za drzwiami windy kolejna niespodzianka - zwykła kabina o kształcie prostopadłościanu, a nie walca. Najlepszego z tego wszystkiego było to, że Alice i tak nie byłoby stać nawet na wynajem mieszkania, nie wspominając nawet o jego kupieniu.
    - Które piętro? - usłyszała głos kuriera, wytrząsając ją z zamyślenia. Właściwie jechała na piętro dwudzieste, potrzebowała jednak okazji do zmiany stroju. Obrzuciła wózek szybkim spojrzeniem. Paczka na samej górze była oznaczona numerem 704, a to oznaczało, że taki numer posiadał apartament, do którego miała trafić. Apartament 704 znajdował się mniej więcej dwa piętra pod tym, na które Alice potrzebowała się dostać.
     - Osiemnaste - odpowiedziała z uśmiechem, poprawiając torbę na ramieniu. Odczekała chwilę, po czym uśmiechnęła się jeszcze szerzej i wskazała na paczkę. - O! To moja, mogę, prawda? - spytała, ale nie czekała na odpowiedź. Chwyciła pakunek, jakby było w nim coś, na co długo czekała i posłała kolejny uśmiech do kuriera, a kiedy winda zatrzymała się na osiemnastym piętrze, wysiadła i ruszyła w stronę apartamentu 704. Kiedy tylko drzwi się za nią zamknęły, zawróciła i popchnęła drzwi prowadzące na klatkę schodową. Postawiła pakunek pod ścianą, a z torby wyjęła jedno z dwóch przebrań, które zawsze zabierała ze sobą do pracy w terenie.
     Zdjęła koszulę w kratę, którą nosiła jako swojego rodzaju kurtkę, kiedy na dworze robiło się cieplej i narzuciła na już nie taki biały podkoszulek uniform kuriera, który zdobyła jeszcze za czasów studenckich. Na spodenki wciągnęła niewygodne spodnie o szarawym odcieniu. Długie, rude włosy związała w kucyka i wcisnęła je pod czapkę z daszkiem, którą pokrywał olbrzymi napis "COURIER". Nie chciała rzucać się w oczy, więc do torby wrzuciła też swoje okulary - o czarnych, grubych oprawkach i prostokątnym kształcie okularu, które same w sobie zwracały uwagę ze względu na ich staromodny fason. Ha! Już sam fakt, że w ogóle zdecydowała się na okulary, a nie na wszechobecne soczewki, sprawiał, że w otoczeniu zazwyczaj się odznaczała.
     Chwyciła paczkę, narzuciła torbę na ramię i po schodach weszła dwa piętra w górę i stanęła przed drzwiami apartamentu 903. Automatyczny wizjer zakryła paczką, po czym nacisnęła przycisk dzwonka.
     Mieszkanie należało do aktorki Olivii Forest, wschodzącej gwiazdy seriali historycznych. Od pewnego czasu w showbiznesie krążyły plotki o jej związku z idolem tysięcy kobiet - modelem i aktorem, Joshem Winstonem. Większość osób uważało to tylko za kolejną plotkę, ale Alice już od jakiegoś czasu zajmowała się panną Forest i wiedziała, że kryje się w tym więcej prawdy, niż kłamstwa.
     - Kto tam? - domofon odebrała kobieta, zapewne Olivia, a jej głos przebiegał przez zamontowany w ścianie głośnik, umieszczony pod wizjerem - ekranem z kamerką, które razem tworzyły zestaw o wielkości małej książki. Na szczęście paczka była na tyle duża, że wszystko zakryła, a tożsamość Alice pozostawała tajemnicą.
     - Kurier - odpowiedziała dziewczyna, wyższym, niż zwykle głosem.
     - Zostaw to pod drzwiami i idź.
     - Nie mogę - szybko odparła Alice i wyjęła z kieszeni pustą, zaklejoną kopertę - sztuczkę, która już nie raz, nie dwa pomogła jej osiągnąć cel. W domu miała takich setki, wszystkie zaadresowane do jednej osoby - Rubin Ariany. - Mam tutaj list; musi zostać podpisane potwierdzenie odbioru. Jeśli teraz pani tego nie zrobi, będę zmuszona pozostawić go na poczcie - dodała dziewczyna i odczekała chwilę, a kiedy nie doczekała się odzewu odwróciła się na pięcie. Kolejny manewr, który nigdy jej nie zawiódł, gdy w grę wchodziło postępowanie ze sławami, była pewna jednego - nienawidziły pokazywania się w miejscach publicznych bardziej od pokazania się nieznajomej osobie czyhającej pod ich drzwiami. - Rozumiem. Prosimy o odbiór w ciągu siedmiu dni od jutra - zawołała, ale nie zdążyła zrobić kroku, gdy zamek w drzwiach odskoczył.
      - Proszę poczekać - Olivia uchyliła drzwi, a kiedy Alice odwróciła się, rozpoczął się kolejny etap. Niespodziewanie upuściła paczkę i kopertę, zgięła się pod imponującym kątem trzydziestu stopni i położyła rękę po lewej stronie klatki piersiowej, łapiąc się za serce. Za chwilę aktorka już była przy dziewczynie, pomagając jej się wyprostować. - Przepraszam, wszystko w porządku? Może jakoś pomóc? Dzwonić na pogotowie?
     - Nie, nie - Alice machnęła ręką przed sobą, jakby odganiała natrętną muchę. - Mam chore serce, ale to nic takiego - powiedziała sięgając do kieszeni po leki. Prawda była taka, że rzeczywiście miewała problemy, ale związane z dusznościami, a to i tak tylko w określonych warunkach, a owe pudełko, które wyjęła zawierało kapsułki właśnie na tą dolegliwość. - Gdyby była pani tak miła i przyniosła mi szklankę wody - poprosiła ruda, potrząsając przed sobą opakowaniem.
     Aktorka zniknęła wewnątrz mieszkania, a Alice ruszyła za nią. Gdzieś tam, w kuchni, Olivia stukała szklankami, podczas, gdy dziennikarka szukała jakiegokolwiek znaku obecności mężczyzny. Miała mniej niż pół minuty, a - na szczęście - pan Winston tylko jej to ułatwił. Wyjęła z torby aparat Canona w uroczym odcieniu granatowym, który dostała od Wujaszka na urodziny. Zrobiła kilka zdjęć srebrnych szpilek zaraz obok męskich butów wieczorowych. Albo panna Forest ma większą stopę, niż twierdzi albo zaprosiła kogoś na noc.
     - Tyle wystarczy? - Olivia pojawiła się w przedpokoju niosąc szklankę z wodą, a Alice szybko schowała aparat do torby i ponownie chwyciła się za serce.
     - Tak, dziękuję - popiła jedną kapsułkę i oddała szklankę aktorce. - Pani Rubin, tak? Proszę o podpis - powiedziała po chwili wyciągając z kieszeni uniformu fałszywy dokument.
    - Nie nazywam się Rubin. Nie wiesz km jestem?
    - A powinnam wiedzieć? - odparła Alice, po czym wyszła z mieszkania i pozbierała rzeczy, które upuściła. - Rzeczywiście, pomyliłam apartamenty. Przepraszam za problemy i dziękuję za pomoc.
    Dziewczyna wsiadła do windy, a gdy tylko drzwi się zamknęły, wyjęła telefon.
     - Dzień dobry, szefie. Mamy to - powiedziała, szeroko się uśmiechając.

____________________
Cześć,
cieszę się, że mogę powitać Cię na początku Twojej i mojej przygody z Healerem oraz Alice. Rozdział wydaje mi się trochę długawy, mam nadzieję, że nie zanudziłam Cię na śmierć. Jeśli jednak udało Ci się dotrzeć do tego momentu, będę wdzięczna, gdy zostawisz po sobie jakiś ślad. Co ci się podobało? A co nie? Co sądzisz o bohaterach? Komentarze bardzo motywują do pisania, ale pewnie to wiesz ;)
Do następnego,
Minoo

17 komentarzy:

  1. Świetni bohaterowie. Pomysł na opowiadanie oryginalny.
    Szczególnie polubiłam Davida.
    Mam tylko małe zastrzeżenie... Wydaje się być przewidywalne. Pewnie spotkają się, wpadną razem w kłopoty, będą musieli coś odzyskać zdobyć, a potem będzie wielka miłość. Błagam, powiedz, że unikniesz tego szablonu...
    Ogólnie zapowiada się ciekawie i jeśli tylko następne rozdziały będą równie dobre, to zostaję tu na stałe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam jeszcze dwie uwagi...
      Wyjustuj tekst, bo lepiej się czyta ;)
      Szablon jest prześliczny, ale trochę niepraktyczny, bo CUDEM zauważyłam wybór menu. Myślę, że wielu go pominie... I dodawanie komentarza jest nad postem, a nie pod nim, a to nie sprzyja pozostawianiu komentarzy ;)

      Dodałam Twojego bloga w odwiedzanych, bo fajnie by było, gdyby ktoś oprócz mnie tutaj zajrzał. Jako, że piszesz świetnie to z chęcią Ci pomogę.

      I zapomniałam jeszcze o jednym... Świetny pomysł z tymi holookularami xD

      http://niemozliwezycie.blogspot.com

      Usuń
    2. Serdecznie dziękuję, jest mi bardzo miło :-)
      Tak, uwierz mi, że też mam problem z tym szablonem, a z tym Menu męczyłam się z pół godziny, zanim w ogóle znalazło się w widocznym miejscu. Ale szablon jest na razie w stanie zerowym, nie wiem do kogo napisać, aby szablon został wykonany tak, jakbym tego chciała.

      Ja także dodałam twój blog do czytanych (poniżej, ale niestety chwilowo jest w mało widocznym miejscu). Staram się rozpracować ten szablon. Dziękuję za miły komentarz.

      Minoo

      Usuń
  2. Na wstępie bardzo Ci dziękuję za komentarze pozostawione u mnie na blogu. Od razu zabrałam się za czytanie i muszę powiedzieć, że jestem naprawdę mile zaskoczona. Co prawda to był dopiero pierwszy rozdział, ale i tak bardzo mi się podoba.
    Polubiłam zarówno Alice jak i Davida. David wydaje mi się być po ciekawy ze względu na jego pracę, a w dodatku rozbawił mnie podczas gry w tenisa. Z kolei Alice jest dziewczyną, która wie czego chce i na pewno nie da sobą pomiatać.
    Nie wiem, co jeszcze napisać, więc po prostu skończę na tym, że jestem zaintrygowana dalszą częścią i będę tu wpadać.
    Pozdrawiam,
    Sparks ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj.
    Przede wszystkim dziękuję za wszystkie komentarze u mnie. Przyznam szczerze, że niektóre uwagi wpłynęły na poprawę jakości mojego tekstu. Do kilku z nich się nie zastosowałam (uparta ja) z przyczyn, które opisałam w odpowiedzi.
    Z miejsca zauważyłam, że mamy różne charaktery, jeśli chodzi o styl pisania. Przeczytałam post i starałam się go poddać wnikliwej analizie. Przyznam się, że w kilku miejscach miałam ochotę pozamieniać szyk zdania, lecz nie będę wypisywać tu przykładów, gdyż nie są to w żadnym przypadku błędy, lecz kwestie dotyczące osobistego autorskiego zamysłu. Myślę, że wiesz, o co mi chodzi, pomimo faktu, że tłumaczenie idzie mi czasami fatalnie. :P

    Posłużę się nieco innym system, niż w przypadku Twoich komentarzy i zacznę od uwag :) Mam nadzieję, że nie będziesz mi miała tego za złe i zmienisz jedynie to, co uznasz za słuszne. Uświadomiłaś mi, że niektóre błędy zostają przez autora przeoczone, więc może tutaj jest podobnie.
    Informacja z datą (przynajmniej na moim ekranie) zasłania malutki kawałek tekstu. Ale rozumiem, że szablon jest w trakcie przemian, więc pewnie niedługo wszystko będzie w porządku.
    Nie wiem, czy wszystkie przecinki są dobrze postawione, lecz nie mi to oceniać, gdyż nie jestem specjalistką, zatem zostawiam to ludziom mądrzejszym ode mnie.
    1. "Piłka śmignęła chlopakowi tuż obok rakietki" - zgubiłaś kreseczkę przy "l".")
    2. " Wciąż nie pozbierał się z podłogi, gdy nagle zadzwonił telefon. Nie miał żadnych wątpliwości, kto dzwoni." Zadzwonił - dzwoni. Rodzina wyrazów. Co powiesz na: "gdy nagle jego telefon zaczął wibrować"? Nawiasem mówiąc, w tym fragmencie sporo jest słów, dotyczących dzwonienia. :P
    3. " [...]gdy zorientował się jak powłuczyste musiało być spojrzenie, którym obrzucił przeciwległą ścianę." "Powłóczyste".
    4. "[...] że jeszcze tylko trochę, a jego marzenie może się spełnić.
    Potrzebował jeszcze tylko kilku miesięcy". Powtórzenie słowa "jeszcze". Osobiście usunęłabym je po wyrazie "potrzebował'.
    5. "Wszyscy trzej ubrani w jednakowe garnitury, z przyciemnianymi okularami na nosie i zestawem głośnomówiącym w uchu" UWAGA! Skradziono kropkę na końcu zdania! Łapać złodziei!
    6. "Odeszła od oszklonych drzwi i schowała się za jednym z samochodów. Kiedy dostawca zbliżył się do drzwi [...]". Wiesz... drzwi.
    No dobrze, to koniec. Na koniec jedna uwaga osobista. Wolę rozdziały troszkę krótsze. Nie wiem, co na to pozostali, lecz jeśli taka długość spotka się z aprobatą, to zrozumiem.

    Powiem tak. Pomysłów w głowie masz tak wiele, że boję się, że dojdzie do eksplozji, jeśli nie zdążysz w porę przelać ich na tego bloga. Podoba mi się to, że kilka razy uruchomiłaś guziczek w mojej głowie z napisem: "uśmiech proszę!". Bardzo przyjemny klimat opowiadania, szeroki wachlarz słownictwa i wszystko to, czego mogą Ci zazdrościć inni blogerzy.
    Myślę, że masz w sobie to coś, co powoduje, że mimo obszernego tekstu i wielu opisów (w porównaniu do akcji) chce się czytać więcej i więcej.
    Po prostu brawo :)
    Na koniec jeden klik i już obserwuję!
    Pozdrawiam, http://w-popiolach-igrzysk.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajny pomysł na opowiadanie
    Ciekawi bohaterowie
    Zapraszam do mnie na prolog i rozdział 1, liczę na twoją opinię:
    http://demony-13.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Healer wydaje mi się leniem XD i jednocześnie dobry w tym co robi :)
    Na początku myślałam, że Alice pisze o jakiś ważnych wdarzeniach itp. ale okazało się, że nie XD
    Chociaż niby prawdę mówi, no ale żeby o życiu gwiazd...
    Bardzo miło się czytało i ogólnie fajny pomysł na opowiadanie ;) Mogę tylko czekać na kontynuację i życzyć ci powodzenia ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PSik: Dziękuję Ci za komentarze pozostawione u mnie ;) Pozdrawiam :D

      Usuń
  6. Ok, kilka obiektywnych uwag:
    -Długość tekstu ok- chociaż może trochę zniechęcić tych bardziej leniwych, to co się nimi przejmować ;)
    - Fajnie wykreowani bohaterowie- myślę, że to najważniejszy element opowiadania. Dialogi są autentyczne, a to już wielki plus.
    -Są opisy-nie przydługie, a w sam raz by zwizualizować sobie akcje- doceniam to, bo sama mam z tym problemy.
    -Boję się tylko, że wątek romantyczny w kolejnych rozdziałach wszystko przesłoni- uważaj na to, ok?
    Mam nadzieję, że nie urazi cię moja opinia. A, i byłabym bardzo ciekawa, co powiedziałabyś o mojej pracy.
    przezstrony.blogspot.com
    No i życzę wytrwałości w pisaniu. Powiadomisz mnie na blogu, kiedy dodasz nową notkę?

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem!! :D

    Muszę ci powiedzieć, że pierwszy rozdział wciąga i zachęca do przeczytania całości. Zdecydowanie mi podobało.

    A teraz trochę o wykreowanych przez ciebie bohaterach.

    David - widać macza palce w czarnej robocie. Ale musi być dobry, skoro nadal dobrze się w niej trzyma. Poza tym akcja z rozdziału mówi sama za siebie. Ma oczy dookoła głowa. Za to wydaje mi się, że jego życie poza pracą totalnie leży i kwiczy. Na razie nic więcej o nim nie powiem, bo chcę poczekać do kolejnych części na resztę osądów :p

    Alice - dziennikarka, która szuka prawdy (a może sensacji?). No nie wiem co on niej myśleć. Wiem, że tak działają dziennikarze, ale jednak ja osobiście tego nie aprobuję. W sensie nie podoba mi się szukanie prawdy na siłę... Jak ktoś chce prywatności, nie pokazywać swojego związku publicznie, to powinno się to szanować. No ale nieważne, to takie moje zdanie :) A z plusów - dziewczyna jest bardzo zdeterminowania na osiąganie wyznaczonych celów, bardzo mi się to podoba.

    Czy losy Alice i Healera jakoś się połączą?

    Czuję, że to opowiadania będzie super!! Więc czekam na więcej!!

    Pozdrawiam ciepło!! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. No, powiem Ci, że nie jestem wielką fanką tego typu opowiadań, ale nawet mnie ten pierwszy rozdział wciągnął i mam nadzieję, że drugi rozdział będzie równie ciekawy :) Co najbardziej mnie urzekło - to ciekawe przedstawienie bohaterów i świetne opisy - ani razu mnie nie znudziły :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo oryginalna tematyka :) To z pewnością wyróżnia twoje opowiadanie ;) Życzę powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  10. To kiedy następny rozdział?
    Wchodzę i paczę - no nie ma c;
    http://niemozliwezycie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Genialne :D Bardzo oryginalne jeśli chodzi o blogosfere. Czyta się przyjemnie (ten styl *.*). Wykreowałas silnych bohaterow i to również mi się podoba.
    Mogłabym sie czepic kilku rzeczy (np. fakt że Alice zabrała te paczkę bez żadnego podpisywania), ale to pierdoly , które praktycznie nie wpływają na jakość rozdziału.
    Najlepiej czytało mi się chyba grę w tenisa - znów plus za styl.

    OdpowiedzUsuń
  12. Pierwszy rozdział za mną. Muszę powiedzieć, że podoba mi się. Jestem zdecydowanie na tak, jeśli chodzi o długość. Chyba jeszcze nigdy nie udało mi się napisać tak długiego rozdziału, chociaż może kiedy w ogóle zaczynałam pisanie? Dobra, nie pamiętam, ale do rzeczy...
    Nie przypominam sobie, abym trafiła w blogowym świecie na podobną tematykę opowiadania, co jest jak najbardziej na plus. Poza tym genialnie opisałaś wszystkie wydarzenia, poczynając od gry w tenisa, którą myślałam na początku, że David rozgrywa z prawdziwą dziewczyną, po tą akcję z telefonem, czy zrobieniem zdjęć przez Alice. Twoi bohaterowie są bardzo zdolni jeśli chodzi o takie rzeczy. Po prostu ma się ochotę od razu pogratulować im wyczynów, chociaż jeszcze nie było ich za wiele. Jeśli mowa o tym nie za wiele, to już powinnam się brać za czytanie ciągu dalszego... W takim wypadku więcej mojej wypowiedzi odnośnie twojego opowiadanie niebawem. Lecę czytać! :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Cześć!
    Przeczytałam pierwszy rozdział i jestem pozytywnie zaskoczona. Sądziłam, że to kolejne opowiadania z serii "dwaj nieprzyjaciele zakochują się w sobie bez pamięci". U ciebie jest w ogóle (na to wygląda) inaczej :D
    Ciekawy pomysł na stworzenie tego typu opowiadań.I odpowiednia długość, nie za długa nie za krótka ; )
    Po za tym masz genialny styl pisania ^^

    Nic tylko pogratulować!

    PS. Zapraszam również do mnie (preferuję czytanie za czytanie xdd):
    http://vampireandmillionaire.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Witam.

    Trafiłam tutaj ze spamu i jestem bardzo zadowolona ze swojej decyzji.
    Powtórzę to, co już pewnie mówiło większość osób przede mną, ale masz drobne problemy z szablonem - jest on niekompatybilny ze wszystkimi rozdzielczościami, myślę że powinnaś to zgłosić autorce szablonu.
    Cieszy mnie, że nie ma praktycznie żadnych błędów. Znalazłam tylko jeden: "Najlepszego z tego wszystkiego było to [...]", ale to literówka - każdemu może się zdarzyć. Warto podkreślić, że w zapisie dialogów nie powinnaś używać dywizu, tylko półpauzy ("–") albo pauzy ("—").
    Zainteresowała mnie tematyka bloga. Mamy tutaj do czynienia z czymś na kształt zmodernizowanego, odmłodzonego James'a Bonda i dziewczyny, która nigdy się nie podda przed osiągnięciem celu.
    Bardzo dobrze wykreowane postacie, interesujący styl i interesująca fabuła - to wszystko daje nam wstrząśnięty (nie zmieszany) koktajl literacki, wręcz zachęcający do wypicia.
    W wolnej chwili przeczytam dalej. Na razie dodaję do obserwowanych i życzę weny.

    Pozdrawiam
    Alleka

    OdpowiedzUsuń

SZABLON AUTORSTWA JANE